Piłkarze Śląska Wrocław przegrali na własnym stadionie 0:1 w meczu 27. kolejki ekstraklasy.
O pierwszych 40 minutach meczu Śląska z Piastem można było powiedzieć tylko tyle, że zostały rozegrane. Właściwie oba zespoły mogły grać bez bramkarzy, bo sytuacji bramkowych nie było w ogóle.
Piast musiał sobie radzić we Wrocławiu bez Kamila Wilczka, Damiana Kądziora i Patryka Dziczka. Mimo wszystko przyjezdni wyglądali optycznie nieco lepiej. Potrafili szybciej rozegrać piłkę, byli bardziej ruchliwi ale nic konkretnego z tego nie wynikało. Wrocławianie natomiast grali bardzo pasywnie i statycznie. Wymowna była sytuacja przy wyrzucie z autu, kiedy przez kilkanaście sekund Martin Konczkowski nie miał do kogo wyrzucić piłkę, bo żaden z kolegów niw wychodził na pozycję.
Spotkanie dopiero ożywiło się tuż przed przerwą. Śląsk zaatakował większa liczbą piłkarzy i zdołał wypracować sytuację bramkową. W polu karnym znalazł się Michał Rzuchowskiego, który sprytnie uwolnił się od pilnującego rywala, ale kiedy miał już oddać strzał, odbił jakoś dziwnie piłkę, która potoczyła się obok bramki.
Druga połowa zaczęła się obiecująco, bo zaraz po wznowieniu gry szanse miał Piast. Tom Hateley dośrodkował z rzutu wolnego do niepilnowanego Miguela Munoza, który w przerwie zastąpił Jakuba Czerwińskiego, ale strzał wślizgiem Hiszpana był niecelny.
Kolejne minuty należały do gości, którzy odważyli się podjąć większe ryzyko, wyżej podchodzili pressingiem i momentami spychali gospodarzy do głębszej defensywy. Piast miał jednak duże problemy z przebiciem się przez zagęszczoną defensywę Śląska i starał się dośrodkowaniami szukać sytuacji bramkowych. Efekt był…
Więcej na ten temat