Tradycja znana jest wszystkim, ale czy przez lata nie straciła na znaczeniu? Po co właściwie oblewamy się wodą?
Elżbieta Chucholska, miłośniczka polskich tradycji, przyznaje, że tradycja oblewania wodą ma swoje korzenie w wielu legendach. – Państwo polskie przyjmuje chrzest i w tym momencie jest dużo osób do ochrzczenia, pojedyncze osoby, no byłoby problemem, wiec zaproszono, aby wspólnie stanęły przed rzekami i albo wchodziły do tej rzeki, albo po prostu były ochlapane tą wodą. I za chrztem przyszedł ten śmigus- dyngus do Polski – wyjaśnia.
Śmigus-dyngus to tradycja znana w każdej wsi, a przywędrowała do miast razem z migrującymi ludźmi, niekoniecznie jednak w tej samej formie. Kiedyś śmigus-dyngus to były dwa zwyczaje. Sam śmigus znaczy smagać. Panowie w drugi dzień świąt chłostali panienki po nogach gałązkami brzóz. A dyngus? – Dyngać – czyli wykupywać. A wykupywaliśmy się jajkami. Po wsi chodzili sobie dyngusiarze, którzy przychodzili pod chatę, mówili oracje na temat Pana Jezusa, a w zamian za to oczekiwali tego prezentu, jak byśmy dzisiaj powiedzieli i stąd jest dyngus – dodaje Chucholska.
A gdy dyngusiarze nie otrzymali takiego prezentu, wtedy psocili, lub właśnie oblewali wodą. Później przerodziło się to w wielkanocne harce, kawalerowie oprócz smagania panienek brzózkami, oblewali je także wodą.
ZOBACZ TAKŻE: Lany poniedziałek z umiarem
Więcej na ten temat