– Wiedzieliśmy, że jedziemy do paszczy lwa. Bałem się trochę, że moi chłopcy nie wytrzymają tego ciśnienia, ale udało się – powiedział po meczu 22. serii PGNiG Superligi Witalij Nat, trener Chrobrego Głogów, który wygrał czwarty mecz z rzędu i zdobył Arenę Ostrów, pokonując gospodarzy 25:22.
Trenerzy obu drużyn jeszcze przed meczem mówili, jak ważne może być to spotkanie w kontekście miejsc w tabeli na zakończenie sezonu. Chrobry wciąż walczy o miejsce w pierwszej czwórce, natomiast beniaminkowi rośnie apetyt w miarę jedzenia. W Ostrowie Wielkopolskim niektórzy marzyli o pozycji w szóstce. Środowa rywalizacja dała odpowiedź, która drużyna zasłużyła na miejsce w górnej części tabeli. Chrobry od pierwszej do ostatniej minuty sprawiał wrażenie, jakby miał pomysł na beniaminka, szybko obejmując prowadzenie, którego nie oddał do ostatniego gwizdka sędziów.
I mimo że pierwsza połowa była nieco inna niż październikowe spotkanie obu drużyn, to Arged KPR Ostrovia nawet przez moment nie miała kontroli nad grą. W pierwszej połowie gospodarze mieli trzy okazje do przełamania rywala, jednak błędy własne, przestrzelone karne i brak konsekwencji w ataku pozycyjnym sprawił, że to rywal schodził na przerwę prowadząc 13:11. – Był taki moment, kiedy poczuliśmy wiatr w żaglach. Było chyba 11:11, graliśmy w przewadze. Zdarzył nam się błąd, zresztą tych błędów w całym spotkaniu było zdecydowanie za dużo, na szybko naliczyłem ich 14. Rywal później skontrował i do przerwy traciliśmy dwie bramki – powiedział Bartłomiej Tomczak, skrzydłowy Arged KPR Ostrovia.
Taki scenariusz jednak w żaden sposób nie popsuł humorów kibicom w Arenie Ostrów. Już wielokrotnie ostrowianie, najlepszą wersję samych siebie pokazywali w drugich trzydziestu minutach. – Wiedziałem o tym. Ostrovia po przerwie często dopadała rywala, przejmując mecz. Powiedziałem chłopakom w…
Więcej na ten temat