W drugim spotkaniu ćwierćfinału wrocławianie wygrali z Treflem Sopot 91:72.
Pierwsze punkty w meczu należały do Aleksandra Dziewy, który trafił z półdystansu. Goście jednak odpowiedzieli bardzo szybko, najpierw z góry obręcz zaatakował Olejniczak, a chwilę później swoje punkty w kontrze dołożył Gruszecki i sopocianie wyszli na pierwsze prowadzenie w całej serii. W zespole Śląska do gry wkroczył jednak Kyle Gibson, który trafił zza łuku i było 5:4 dla gospodarzy. W porównaniu do wtorkowego starcia, Trefl zaskakiwał przede wszystkim bardzo agresywnym naciskiem na całym boisku, a Michał Kolenda ani na sekundę nie odpuszczał Jovanoviciowi i nie pozostawiał mu swobody w rozegraniu. Ta mocna defensywa i stuprocentowa skuteczność w ataku sprawiły, że po trzech minutach goście prowadzili 9:5. Wojskowi z kolei mieli bardzo duże problemy z konstruowaniem swoich ataków i dochodzeniem do czystych pozycji, przez co po pięciu minutach gry wciąż mieli na swoim koncie zaledwie 5 oczek.
Sygnał do ataku dał Elijah Stewart, który trafił bardzo ważną trójkę i pozwolił znowu złapać rytm. W pierwszym starciu w hali Orbita rzucił tylko dwa punkty, w związku z czym miał tego wieczora sporo do udowodnienia. Wciąż Trójkolorowi mieli jednak dość duże problemy w defensywie i przy stanie 16:10 dla Trefla, Oliver Vidin poprosił o przerwę. Po czasie dwie skuteczne akcje z rzędu zaliczyli wrocławianie, a do kosza trafiali rozgrywający – najpierw Jovanovic, a później zza łuku Mateusz Szlachetka i dzięki temu udało się nadgonić rezultat (15:18). Śląsk zagrał kapitalną końcówkę kwarty. Łukasz Kolenda ostatnią akcję Trefla chciał rozegrać…
Więcej na ten temat