Na wakacyjnej mapie festiwali muzycznych białostocki Halfway jest miejscem, gdzie nie ma mowy o ściganiu się na głośne nazwiska czy frekwencyjne rekordy. Zgodnie z 8-letnią tradycją, końcem czerwca w Amfiteatrze Opery i Filharmonii Podlaskiej nie oglądamy gwiazd aktualnie podbijających listy przebojów. Za to stykamy się z artystami i zespołami, które od lat budują markę sceny alternatywnej bądź za chwilę staną się jej ważnymi rzecznikami.
I tak przed laty w ramach Halfway Festivalu po raz pierwszy w Polsce (między koncertami w Roskilde i Glastonbury) zobaczyliśmy Angel Olsen. Przed rokiem w ramach trasy promującej „Double Negative” do Białegostoku przyjechali muzycy Low – chwilę później album w rankingach prestiżowych pism muzycznych został okrzyknięty jednym z najważniejszych wydawnictw 2018 r. Z kolei przed dwoma tygodniami na trasie Roskilde – Musical Instrument Museum w Phoenix, przystanek Białystok okazał się ważny dla Julii Holter (o klasie jej ostatniego wydawnictwa „Aviary” jak i poprzedniej polskiej wizycie pisaliśmy). Hasło przewodnie festiwalu Halfway blisko muzyki, blisko ludzi w żadnym razie nie jest wyświechtane. Odległość pomiędzy niewielkiej rozmiarami sceną a kilkoma rzędami pierwszej kondygnacji i balkonem wspomnianego amfiteatru ogranicza się do przestrzeni kilkudziesięciu metrów. Pole rażenia udziela się więc publiczności, chętnie wchodzącej w interakcje z artystami (Foxing, Strand of Oaks), jak i samym artystom: Hania Raniszewska (tęskno) była nieco onieśmielona za sprawą znajdujących się za jej plecami słuchaczy; kameralna atmosfera sprawiła, że Julia Holter żywo komplementowała architekturę obiektu jak i sam festiwal; Alice Phoebe Lou z kolei zapraszała do udziału w scenicznej jodze. Co do samego Białegostoku, to nie kwas chlebowy czy słynna babka ziemniaczana, ani też wyśmienite lody, a odbywający się na miejskim rynku XXV Ogólnopolski Festiwal Orkiestr Ochotniczych Straży Pożarnych stał się inspiracją dla festiwalowych artystów. O tym…
Więcej na ten temat