Powrót Człowieka-Pająka do rodziny Marvela i jego przyuczanie do roli Avengera ubrano w kostium młodzieżowej komedii. Udało się, ale straciła na tym sensacyjna strona filmu.
Mroku w nowym Spider-Manie jest jak na lekarstwo. Peter Parker pragnie znowu wyruszyć z jakąś misją, ale musi jeszcze zostać w szkolnej ławce. Tom Holland zadebiutował jako nowy Człowiek-Pająk w filmie „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów” i nawiązania do tego odcinka marvelowskiej sagi stanowią najlepsze fragmenty „Homecoming”. Po czołówce na ekranie pojawia się napis: film Petera Parkera i oglądamy urywki video pamiętnika, nakręconego przez bohatera w trakcie „wycieczki do Berlina”. Ekscytacja z tego, że udało się „świsnąć tarczę Kapitana Ameryki” powróci jeszcze kilkakrotnie, podobnie jak sam Kapitan (najpoważniejszy w uniwersum Chris Evans) w serii edukacyjnych filmików, wyświetlanych młodzieży. Na ostatni warto zaczekać do samego końca napisów po seansie, bo w serii autoironicznych żartów marvelowskich produkcji udało się w końcu zakpić także i ze zwyczaju „scen po napisach”. Świetnie wypada też w całym filmie relacja Spider-Mana z Happym Loganem (talent komediowy potwierdza Jon Favreau, aktor, a przy okazji reżyser filmów o Iron Manie).
Tradycyjnie z przymrużeniem oka traktuje się status samych superbohaterów i sposób, w jaki są wykorzystywani do celów propagandowych i wychowawczych. Różnica między filmami Marvela i DC Comics zaczyna powoli przypominać różnicę między popkulturą a kulturalną polityką historyczną. W „Spider-Man: Homecoming” nie ma już śladu patosu, Peter Parker chce być lokalnym herosem, pomagać sąsiadom z nowojorskiej dzielnicy Queens. Iron-Man (najbardziej uroczy w uniwersum Robert Downey Jr.) skomentuje, że to w…
Więcej na ten temat